Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Djablica z miasteczka Jelenia Góra. Mam przejechane 19652.82 kilometrów w tym 2349.44 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.96 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Djablica.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Marzec, 2008

Dystans całkowity:274.02 km (w terenie 12.14 km; 4.43%)
Czas w ruchu:16:06
Średnia prędkość:17.01 km/h
Liczba aktywności:9
Średnio na aktywność:30.45 km i 2h 41m
Więcej statystyk
  • DST 0.10km
  • Teren 0.10km
  • Temperatura 19.0°C
  • Aktywność Jazda na rowerze

Druskienniki -Park Wodny - szybka nierowerowa wycieczka na Litwę

Niedziela, 30 marca 2008 · dodano: 04.04.2008 | Komentarze 6

Druskienniki -Park Wodny - szybka nierowerowa wycieczka na Litwę

Bermudai-czarna dziura the best opis poniżej
Po śniadaniu wyjazd na wodne szaleństwa, już z zewnątrz ciekawie się zapowiadało:

Widok na basen duży, skałki, palmy-tak Wiro, palmy!!!, rewelacja:

Powyżej jackuzi, ale takie mega i było ich kilka, ale cieplutka woda-mmmm

rwąca rzeka-pływanie na dmuchanych kołach, ale ja najbardziej lubie pływać tu pod prąd:

Oczywiście nie tak fajna ta rzeka jak ta super rwąca w Sopocie, ale na raz mogła być.
Mój rekord przebywania w Parku Wodnym w Sopocie: 7,5 godziny ;p
Oprócz wodospadzików i wodospadów i tunelu z prądem był także zbiornik, w którym pływała ogromna boja przyczepiona do dna grubym sznurem. Wywoływała ona ogromne fale, na których miło było się unosić.

Na samym końcu pływania w basenie poszłam na bicze wodne, oł, ale zakwasy po tym miałam, hehe, siniaki już wylazły, ale to przejdzie a wspomnienia pozostaną.
Zjeżdżalnie za to były niezapomnane, że ja to przeżyłam...
ale dawno się tak nie wyszalałam.
Jeszcze czuję jak mnie nogi bolą przez to latanie po pięciu piętrach, żeby zjeżdżać z różnych zjeżdżalni. A biegało się bardzo szybko, żeby nie tracić czasu-raz nawet nie wyrobiłam na zakręcie i wylądowałam na moim dmuchanym kole-zero strat w uzębieniu:-) Moją ulubioną zjeżdżalnią z typu extreme była "Bermudai", gdzie bardzo szybko przejeżdżało się przez czarny, bardzo długi i kręty tunel, w którym były umieszczone różnokolorowe światełka, a w tle grała charakterystyczna muzyka. Miejscami, gdzie nie było świateł, jechało się w absolutnych ciemnościach i rzucało w rozmaitych kierunkach-bolały mnie do niedawna po tych szaleństwach wszystkie mięśnie, nawet przegubów rąk od trzymania się dmuchanego koła, na którym się w części zjeżdżalni zjeżdżało, w tym w Bermudai. Nie wiem ile razy nią zjechałam, nigdy dosyć...Natomiast najbardziej extremalną zjeżdżalnią była oczywiście "Adrenalinas"-masakra, więcej tam nie idę (nie ma się z czego śmiać, trzeba samemu się przejechać).
Miło też wspominam zjeżdżalnię łagodniejszą, typ adventurous, niby nie była taka ostra jak te extreme, ale na niej się jeździło na dmuchanych ósemkach, które mi konsekwentnie za każdym razem obracało do tyłu, tak, że nie wiedziałam i nie widziałam gdzie jadę, taka niby cicha woda.
Ratownicy(na każdym piętrze byli inni), znali nas na pamięć i się uśmiechali, jak się znowu przybiegało do tej samej zjeżdżalni.
Brakowało mi jedynie tam basenu olimpijskiego, bo popływać paroma stylami lubię, a w basenie dużym, który aż tak duży nie był zawsze trafiałam na jakaś wysepkę płynąc na plecach lub na miejsce do wylegiwania się.
Nie napiszę nic o saunach, jacuzzi, czy też o wodnym barze, w którym podawali do wody drinki, ani o części dziecięcej, ponieważ mnie tam nie było :P ...po prostu nie mogłam się oderwać od zjeżdżalni ;p
Następnie było zwiedzanie Litwy-piękne jeziora i nie mniej malownicze wioski.
Bardzo udany wyjazd, a po powrocie zaraz na rower poszłam, ale dalsze opisy rowerowania już będę robić w kwietniu.
Też jeszcze tam wrócę-Bermudai-do zobaczenia!!!


Kategoria Litwa


  • DST 0.10km
  • Teren 0.03km
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wilno-Litwo ojczyzno moja

Piątek, 28 marca 2008 · dodano: 03.04.2008 | Komentarze 2

Wilno-Litwo ojczyzno moja

Szybki nierowerowy wypad za granicę Wilno-Druskienniki

WILNO
Zwiedzanie zaczęło się od kościoła Piotra i Pawła, piękne wnętrze:

następnie ośnieżony cmentarz Rossa

ze znanym Aniołem Śmierci:

jakie było zdziwienie, że 1szego dnia w centrum leżał śnieg

Wilno to także nowoczesne miasto, oto lokalny "Manhattan"

Starówka Wilna najbardziej znana jest z Ostrej Wieży, a jeszcze bardziej z jej zawartości, najpierw Ostra Wieża:

następnie jej zawartość, bardzo znany obraz:

Starówkę wieńczy gotycki kościół (I love gothic buildings) Św. Anny:

a pomiędzy Ostrą Bramą a Św. Anną mamy piękną starówkę-jedną z największych w Europie, pięknie odnowione kamieniczki, czyściutko, sklepy najlepszych firm odzieżowych, wiele restauracyjek, mało kawiarni-kawę sprzedaje się tu także w kioskach-nie zdecydowałam się, poszłam do jednej z nielicznych kawiarni ;p. Był ładny kościół uniwersytecki, ale jakoś mi fotki nie chce zamieścić, obok miejsce więżenia Filomatów i Filaretów, gdzie powstała 3cia część Dziadów, minęliśmy też kilka cerkwi-ciekawie jest zobaczyć, wnętrze podobne do kościoła, aczkolwiek kolory zielono-niebieskie i insygnia na środku sprawiały wrażenie odmienności, bardzo podobały mi się długie żółte świeczki, które się pali w jakiejś intencji, zamiast małych okrągłych widywanych w innych kościołach. Co jakiś czas na budynkach była tabliczka: tu mieszkał Mickiewicz-miałam wrażenie że z pół starówki obmieszkał ;p
ciekawa ulica Młynowa, tu rezydował Gałczyński, niestety nie odnowili:

zaraz za starówką 2 góry-góra zamkowa z windą na szynach, tzw Funiculair-przypominało mi to paryski Montrmartre oraz druga góra-3ch Krzyży, niestety nie miałam czasu wleźć, a szkoda, lubię chodzić po górkach i to bardzo, następnie plac z wieżą oraz katedrą, przypominała budowle rzymskie, a na placu mnóstwo deskorolkowców i rolkowców oraz paru rowerzystów. Ścieżki rowerowe są, ale nie miałam czasu zgłębić tematu.
Zaraz na lewo dawna ulica Mickiewicza, teraźniejsza Giedymina-reprezentacyjny deptak spacerowy miasta, wieczorem oświetlony wiszącymi dekoracjami świetlnymi, jeżdżą po nim trolejbusy-dlatego miasto takie czyste.
Widok z ulicy Giedymina na katedrę (czyż nie jest rzymska) oraz wieżę:

Zaskakujący akcent polski na tejże ulicy:

Powrót do hotelu trolejbusem, przewodniczka na pytanie czy nie trzeba mieć biletu na trolejbus odpowiedziała "lepiej mieć".
Zaraz wyjaśniło się dlaczego: nagle do pojazdu wparowuje 4rech kontrolerów, jedna pani do tego-sprawdza nasze bilety i nasze legitymacje studenckie i nie rozumie słowa "student", ale jedna z koleżanek mówi: "uczielniki"-acha i zaraz bilety są ok.
Niestety pewien Litwin nie miał biletu i cała grupa go otoczyła, wyprowadziła z trolejbusu do stojącej na poboczu czerwonej suki kanarskiej, także trafiony zatopiony, pojechałyśmy dalej i nie widzieliśmy rozwoju wypadków.
Pamiętajcie-w Wilnie lepiej mieć bilet, ulgowy kosztuje 0,7 lita (ok 0,7 pln),
można kupić u kierowcy.
wieczorne wyjście na pięknie oświetlone miasto:

wizyta w knajpce na starówce, gdzie puchar lodów za 4 lt, czyli 4pln, no szok...potem ubaw, czyli
Klub nocny Tarantino- był jak u nas te z lepszych, selekcja była, koleżanka pogadała po ang do selekcjonera, ja powiedziałam: I'm with her", A kasy za wjazd/wstęp nie chcieli, szok (zwykle w takiej klasy klubach chcą co najmniej 30 pln/os), to się weszło i wybawiłyśmy się, a wracanie nad ranem przez Wilno na piechotę - ok 20 min do hotelu i śpiewanie "Mniej niż zero" na dwa głosy-bezcenne ;p Szybko spać, bo za pare godzin budzenie, śniadanie oraz wyjazd do Druskiennik.
Nocne Wilno spokojne i bezpieczne, było super. Jeszcze tam wrócę.


Kategoria Litwa


  • DST 0.01km
  • Teren 0.01km
  • Aktywność Jazda na rowerze

SYPANY PONIEDZIAŁEK

Poniedziałek, 24 marca 2008 · dodano: 25.03.2008 | Komentarze 16

SYPANY PONIEDZIAŁEK

Wczoraj miałam wrzucić zwyczajowy opisik dnia narciarskiego <reszta opisów w komentarzach w poprzednim wpisie-tym z saneczkarstwem>, a tu bikestats mnie informuje, że użytkownik Djablica nie istnieje, jak nie istnieje jak się ma dobrze, czuje siniaki i wcina Kinder Bueno? Ale szybki blas-check i użytkownik blas także nie istnieje, czyli awaria i będzie dobrze dopiero później, ale teraz nie ma się co denerwować, bo jak to mówi moja droga przyjaciółka: "Złość piękności szkodzi".

Tak oto zamiast lanego mamy poniedziałek sypany:

Poniedziałek ma niby w nazwie lany, ale w sumie padał mokry śnieg, co było szokiem po poprzednich dniach pełnych słońca i wolnych od chmur, po tym całym opalaniu na wyciągu-tak niestety skóra schodzi z brody-będzie się trzeba od nowa opalać i nie przegonię Dj Wiro.

Pogoda się zrypała krótko mówiąc, pada mokry śnieg, widoczność marna, opalanie to już tylko wspomnienie

na dole śnieg zupny, wszystko płynie, chyba wyraźnie widać błotko na parkingu?

krótko mówiąc roztopy, znikła moja ulubiona rynna lodowa, stok już wygląda tak:

ta sama traska w słoneczku wcześniej, prawda że ślicznie?

dla pocieszenia widok z kotelnicy na Taterki:

a tu widok z dzisiaj (z wtorku) na stok, jest jeszcze gorzej,
tu się krótko mówiąc rozszalało, widok z restauracyjki ze szczytu Kotelnicy:

Podsumowanie:
Wyjazd bardzo się udał, pogoda super oprócz ostatniego dnia, w dzień kolejny jeszcze gorzej na stoku, to żeby żal nie było wyjeżdżać,
a ja siedzę w McDonaldsie w Częstochowie, ciepło, nie pada, nawet słoneczko świeci, popijam kawkę latte, a nawet popełniłam prackę domową z marketingu i już wysłana do sprawdzenia (w ramach tego homeworka poczytałam o koncepcji "6 Stopni oddalenia-Six Degrees of Separation" wg której od każdego, dowolnego człowieka na Ziemi dzieli nas najwyżej 6 osób) i właśnie piszę na bikestatsie ;p
Zaliczyłam zimę tej wiosny, na stoku nie było tłoku, parę zderzeń z pijanymi snowbordzistami-siniaki zejdą a wspomnienia pozostaną, dostałam ochrzan za szybką jazdę na krechę "bo cię tak trudno dogonić, do giganta ćwiczysz, czy co?" ale też i 2 kinder bueno od snowboardzistów w snowparku <dzięki chłopaki, do następnego> poznałam restauacyjkę "Bury Miś"-nowe miejsce z dobrym jedzonkiem oraz "najładniejszą łazienką w tej cześci Europy Wschodniej"-jak to gdzieś napisano, które jeszcze nieraz odwiedzę,
oraz radość jazdy w snowparku:

a tutaj ulubiona rampa o ciekawej nazwie "unlikely futures"

to teraz jeszcze parę km i Józefów, a tam czeka na mnie mój rowercio,
lodowisko już chyba zlikwidowali, ale jest jeszcze jedno czynne w Wawie na ul. Namysłowskiej do końca marca, trzeba się jeszcze wybrać przed weekendem.

Dziękuję za wszystkie esy-zwykle otrzymywane na wyciągu- oraz bikeststskomentarze z życzeniami świątecznymi oraz nieświątecznymi moi drodzy bikerzy!





  • DST 25.00km
  • Teren 1.00km
  • Czas 01:30
  • VAVG 16.67km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

"Ścieżki rowerowe będą czyszczone sporadycznie, więc zachęcam do saneczkarstwa"

Wtorek, 18 marca 2008 · dodano: 19.03.2008 | Komentarze 34

"Ścieżki rowerowe będą czyszczone sporadycznie, więc zachęcam do saneczkarstwa"

oto jaki uroczy cytacik znów znalazłam, tym razem autorem jest:
Jan Białek, p. o. dyrektora ZOM
(konferencja poświęcona przygotowaniom do zimy, gazeta.pl, 10.11.2006)

Po wczorajszym owocnym odrobieniu pracek domowych na zajęcia z prawa ogólnego oraz cywilnego coś mnie naszło i dziś o 5 rano poszłam na rower, bo był piękny świt, ale w połowie trasy przyszła wielka chmura i zaczęło sypać sniegiem.

Już nie chciałam do nikogo dzwonić, aby wyciągnąć na rower, bo normalni ludzie o tej porze to chyba śpią?
Co robiliście dziś o 5 rano? Kto już nie spał lub jeszcze nie spał?

Było tak pięknie cichutko, nawet psy spały, dopiero w domach światła zaczeły się zapalać jak już wyjeżdżałam z miasta...w terenie lekkie błotko-mój treking wyglądał jak powinien po wycieczce wyglądać góral, a ja wygladałam jak blondynka wyglądać nie powinna;-)

Gdybym wiedziała to bym gogle ubrała ;p a tu niespodzianka - w czwartek bedę używała gogli-info poniżej.

Wróciłam cała ośniezona, otrzepałam się, quick shower, przebrałam, powcinałam kanapek i wyszłam na pociąg do pracy <mam 1 km do stacji-idę piechotką, uroczo rozbudzający 10 minutowy poranny spacerek> a potem ok. pół godzinki jade pociągiem-mógłby szybciej ale się strasznie wlecze i długo stoi, bo dużo ludzi wsiada rano, 3 min idę i jestem. Milusio się obserwuje stojące rano w korku samochody z okna jadącego pociągu...

A teraz news: tak wyszło, że mi się udało przekonać szefa i jutro jadę na narty, wracam we wtorek, hurra!

i to by było na tyle rowerowania w tym tygodniu, ale nie na długo:

Pakowanko czas zacząć :-))))
Spodziewam się dużo białego pod "boazerią"

Buziaki & Happy Easter to all the bikers!




  • DST 25.77km
  • Teren 3.00km
  • Czas 01:35
  • VAVG 16.28km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

-Coś ci spadło

Poniedziałek, 10 marca 2008 · dodano: 11.03.2008 | Komentarze 16

-Coś ci spadło
-Co?
-Ciśnienie

Dziś total lenistwo po świętowaniu, niby pogoda piękna a ja dosłownie usypiałam,
ciśnienie leciało jak nic, miało być standardowo do bankomatu, ale był nieczynny, więc na pocieszenie zakupy w mojej ulubionej drogerii "a propos", nadal senna choć zadowolona <wiadomo nie ma to jak zakupy> kawka rozruchowa w Le Cher <trzeba było uczcić udane zakupy>, powrót na lodowisko i gonienie tego kto najszybciej jeździł, jak poszedł sobie to jeszcze godzinka gonienia w kółko, parę osób, więc nawet nie bardzo było jak slalomik zaliczać, 5 min przed końcem stwierdziłam, że mam dość i padłam na ławkę.
Wiosna-nad lodowiskiem latały sobie jakieś motylki, a 2 ćmy urządzały sport extremalny=taflolądowanie.

Powłóczyłam się po okolicy, znów zwiedzałam ulicę Polną-tę część bez asfaltu, akumulatorki już naładowane, więc mój Cateye znów nieźle daje.
Wczoraj jeszcze chciałam przejechać się do Falenicy ale wyjeżdżając zaraz za domem natrafiłam na radiowóz, ktoś mówił: proszę brać przykład z młodzieży-światło i z przodu i z tyłu, a ponieważ lampa dogorywała-akumulatory się wyładowywały, młodziez stwierdziła że do Falenicy kiedy indziej i nawrotka okrężnie do domciu, byle by nie przejeżdżać koło granatowego samochodu, na rondzie natknęłam się na kolejny taki pojazd, to zwolniłam i poczekałam aż sie oddali, wolę czarne koty przebiegające drogę. Dziś zbyt senna na mierzenie dystansu od domu do stacji w Falenicy.

Po powrocie zajęłam się poszukiwaniem pewnego gadżetu dla kumpeli i już znalazłam, kto wie co to takiego jest?





  • DST 40.21km
  • Teren 5.00km
  • Czas 02:30
  • VAVG 16.08km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień kobiet, dzień kobiet, dzień kobiet part three

Niedziela, 9 marca 2008 · dodano: 10.03.2008 | Komentarze 2

Dzień kobiet, dzień kobiet, dzień kobiet part three

Spontanicznie po chleb mialo być, ale jakoś tak poczułam niedosyt po przywiezieniu pieczywka, zanotowałam zmianę godzin pracy piekarni-do 21.30, to gdzie ja mam po nocy kupować, jak mnie najdzie po 22?

po wizycie na stacji Orlen i wymianie baterii w lampce tylnej trzeba było wypróbować <taki kit, aby jeszcze pojeżdzić ;p>, poza tym się juz ściemniało, a wiadomo, ze im ciemniej tym przyjemniej.

Pojechałam zawiedzać nowe tereny, gdzie jeszcze nie byłam, czyli drugą część ulicy Polnej na której mieszkam, tym razem tę bez asfaltu, sekunda i się jest w lesie-odkryłam tam duże drogie domy, dziwną budowlę w trakcie tworzenia-wygląd miała podobny do tężni w Konstancinie, ciekawe co to bedzie...na tablicy informacyjnej informacja:budynek mieszkalny.
najbardziej mi się podobało pewnie zderzenie-1 dom wielki, nowoczesny, bogaty, a zaraz obok jakas chałupka w krzakach, nieogrodzona, a na rogu posesji-wychodeczek.

po dojechaniu do drogi głównej pojechałam nią trochę-wcale nie takie złe to jeżdżenie wśród samochodów-a może dlatego że na mnie uważali, byłam ubrana na jasno i miałam 2 światła tylne-1 stałe i 1 pulsujące?

światło przednie oczywiście też, choć widziałam, że już nieco straciło na sile w porównaniu do poprzedniego użycia, jak świeciło pełnym blaskiem-nowe akumulatorki wytrzymały po 1szym ładowaniu 1,5 miesiąca, a było i dużo temperatur typu "-", podoba mi się ich nazwa: Sony CycleEnergy, pojemność 2700,
największa jaką znalazłam w Berlinie w Żerze dla skner, czyli Saturnie, ceny tych samych akumulatorów i baterii niższe niż np Media Markt czy inne, więc polecam zakup tam.

Ujechałam sobie kawałek i skręciłam w jakąś drogę boczną nieasfaltową, bo mi się spodobała, ciemno się zrobiło, widziałam tylko jakieś 6 czerwono jaskrawych wysoko usytuowanych punktów świetlnych w oddali-
kierowałam sie na nie, zaczął się piach i brnięcie w piachu to średnio dla mojego roweru jeśli jest sypki i głęboki, czasami mi rower jedzie nieco bokiem-trzeba przemyśleć albo wymiana na inne opony albo jakiegoś górala nabyć w miejsce mojego trekkinga, niestety raz zaryłam i trzeba było wyskoczyć z roweru aby nie zaliczyć jak to mi kiedyś kolega powiedział "darmowego żarcia piachu".

Dojechałam na bardziej ubity grunt-rower od razu zaczął szybciej jechać, a zaraz ukazał się wyjazd na jakąś trasę, więc przeprawa na prawą i sobie jadę, totalnie nie wiedząc gdzie jestem, ale że do gubienia się przyzwyczaiłam-najbardziej lubię gubienie się za granicą w kraju którego języka nie znam-
no problemo, jadę dalej i po chwili ukazał się znak-na Puławy i na Celestynów, ok, to na Puławy dziś. Ale była jakaś ładna uliczka w bok, więc skręciłam-ul. Górczewska, niestety nie wiem w jakim mieście/miejscowości wylądowałam, ale ładna to jadę, potem już były ul bez nazw, to zawróciłam.
Jakaś stacja i drogowskaz na Otwock Carreffour Express, więc jadę i jadę, skręt na Ługi, potem jest tabliczka Karczew, a Carreffoura nadal brak, więc jadę na ten Karczew, a tam juz prawie ruchu samochodowego brak, droga bez dziur, spodobało mi się.

Urząd miasta z uroczym kioskiem ruchu, taki zaokraglony, bardzo ładny, a na wystawie tyle cukierków, niestety niedziela wieczorem i nieczynne :-(((((
Jadę dalej i co sklep to zamknięty, chciałam sobie lody kupić, bo ciepło.

Chyba zima już nie wróci? Świstak tak ładnie prosi...

Kilka samochodów mnie mija to jadę za mini, zakręt z ciekawym budyneczkiem i prosta zakończona rondem, tabliczka że Karczew i że Otwock Mały, hm, jestem na raz w dwóch miejscach...

Postanowiłam sprawdzić co jest za rondem i odkryłam urocze pobocze, droga totalnie bez dziur, czy to nadal Polska? Pojechałam trochę i dotarłam do znaku metrycznego: Sobienie Jeziorany 14 km, why not, jeśli taka ładna droga...taka ładna nazwa miejscowości do tego, niestety lampa słabnie a ja nie mam akumulatorków na wymianę, bo wyjęłam żeby nie nosić.

Zdecydowałam z żalem zawrócić <ale jeszcze tam wrócę i SJ odwiedzę> obiecuję ci, Gia <to imię mojego rowercia>, jak to mi powiedział kolega-tylko świry nadają imiona swoim rowerom, hihi.

Powrót trasą do Karczewa tą samą-ruch czątkowy-ale się tu odprężyłam, powietrze pachnie juz wiosną, choć na razie lekko, zwłaszcza jak się wjedzie w teren-w Karczewie drogowskaz na Otwock, skręt za ładnym kościołem i zdziwko: na przystanku jego nazwa: stare miasto.

Sunę drogą na Otwock koło lasu, bardzo przyjemnie, tylko jakieś rury na polu,
dojazd do restauracji-zamknięte. Po drodze była urocza ciuchcia- pomnik kolejki wąskotorowej, oraz skre na dzielnicę przemysłową, trzeba odwiedzić za dnia, dalej prosto i już centrum Otwocka, pokręcenie się po ulicy Johna Lennona-w sumie mała, krótka i nic ciekawego, potem Le Cher-tu są lody-ale brak wolnych stolików, pewnie przez dzień kobiet, albo niedzielę, maybe some other time...

Pokręcenie się po dworcu autobusowym-punkt ciastkarski nieczynny-powrót do domciu koło lodowiska, brak łyżew-ale już za chwilę 20, więc się nie opłaca, jutro muszę pójść połyżwować, ostatni tydzień, 20 i w domu - akurat TopGear się zaczynał na BBC Knowledge, się załapałam :-)

Wieczorkiem relaksik przy sałatce, soczku i koncercie MCR, mój ulubiony demoniczny brunet szalał z mikrofonem:

Bardzo udana niedziela, niniejszym ogłaszam koniec obchodów Dnia Kobiet.







  • DST 86.07km
  • Czas 05:09
  • VAVG 16.71km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień ko biet, dzien ko biet, dzień ko biet part 2

Sobota, 8 marca 2008 · dodano: 09.03.2008 | Komentarze 2

Dzień ko biet, dzien ko biet, dzień ko biet part 2.

Dziś zostałam zaproszona na pierogi z okazji dnia singla- z koleżankami tak świętujemy co roku, trzeba być singlem, więc skoro rzuciłam narzeczonego <sorry kochanie> się załapałam, dziś w menu były pierogi i pyszne lody z lodziarni o nazwie "Akwarium".
Ponieważ pogoda piękna-wyruszyłam na rowerciu na Saską Kępę- ul. 3 maja, Włókiennicza, potem skręt w jakąś której nazwy nie pamietam i wylądowanie na ścieżce na wale, na bagażniku przywiązane 2 bukiety w celu podzielenia się z zapraszającą, nawet dojechały w całkiem niezłym stanie:-)
nie wiało wcale, więc górą do mostu, dalej prowadziła mnie kolejna ścieżka rowerowa, następnie rower do garażu i bieg na 3cie piętro.

Po przekąsce i deserach <zwłaszcza deserach, mniam mniam>, omówieniu nowych szminek i in mała sjesta po jedzonku, wzięlyśmy przykład z foczki:



Po sjeście takie małe kręcenie się po parku Skaryszewskim, i objazd jeziorka, chyba o nazwie Kamionek, powiedzeniu z 10 razy że nie mam szluga-co za pomysł pytać ludzi na rowerach czy mają szluga?-
powrót nach Hause, pogoda piękna, słoneczko-jak tak dalej pójdzie to niedługo bedzie można sobie jakieś opalanko zapodać, wiosna w pelni, ptaszki ćwierkają, jakieś kwiatki w ogródkach widać, bazie na krzaczkach, tak ładnie że aż się przejechałam do Otwocka i odkryłam gdzie jest szewc-trzeba oddać szpilki przed sezonem.

Niestety żywota dokonały baterie w mojej lampce tylnej Basta Zoom, niby kontrolka sie wcześniej świeciła, ale po co zwracać uwagę...zaraz jade poszukać baterii na stacji beznynowej.

Wyjątkowo dzień bez łyżwowania, aż dziwnie, więc skorzystam z okazji i zapiszę go z dedykacją dla Ciebie
zosiu.




  • DST 36.03km
  • Czas 01:44
  • VAVG 20.79km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dzień ko biet, dzień ko biet, dzień ko biet part one

Piątek, 7 marca 2008 · dodano: 09.03.2008 | Komentarze 4

Dzień ko biet, dzień ko biet, dzień ko biet part one

Nie ma to jak świeży chrupiący chlebuś na kolację po łyżwowaniu

Standardzik: bankomat w Otwocku + łyżwowanie i zwiedzanko okolicy,
do tego pierkarnia Wawer [bez zwiedzania], za to zwiedzanie ul. Halnej.

Dziś odpadła pierwsza rzecz z mojego roweru - światełko odblaskowe z pedału :-(

Dziś także dostałam przesyłkę ciekawą - kwiaty od Chuck'a Norris'a, tak było podpisane na bileciku. Po dotarciu do domciu z bukietami i umieszczeniu ich we wszelkich dostępnych słoikach można było wyruszyć na rowercia.
Niby taka wilgoć wisiała w powietrzu, ale nie było tak źle, jak tylko zapadł zmrok od razu lepiej się zrobiło, wiadomo - im ciemniej tym przyjemniej
wiele miejsc od razu nabiera klimatu. Uwielbiam klimacik Brassaï, jest genialny, tu jeden z moich ulubionych tematów:



Po zatankowaniu gotóweczki, powłóczeniu się po okolicach centrum Otwocka -odkrycie groty solnej-powrót na lodowisko-trzeba pojeżdzić bo będzie jeszcze czynne tylko do 16 marca.
Następnie do piekarni oraz zwiedzanie okolic piekarni-odkrycie przeuroczo położonego liceum na ul. Halnej i objazd tej ulicy -najbardziej mi się spodobał mały domek, wygladął jak coś 1-2 pokojowego a na nim adres: 24/1.
Takie wolnostojące mieszkanko :-)
Ciekawy pomysł.

Powrót do domciu i jeszcze przelot na pocztę zobaczyć kiedy czynna.

666




  • DST 60.73km
  • Teren 3.00km
  • Czas 03:38
  • VAVG 16.71km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kto nie ma w głowie ten ma w nogach + nocna obserwacja gwiazd

Czwartek, 6 marca 2008 · dodano: 06.03.2008 | Komentarze 11

Kto nie ma w głowie ten ma w nogach + nocna obserwacja gwiazd

Nocny Rowerzaliczanie kręgów niepiekielnych

Zaczęło się o 22. Jakoś mnie tak naszło wieczorem na świeży chlebek, więc pomysł wypadu do piekarni o nazwie "Wawer", odkryta przypadkowo i bardzo przypadkowo odkryty przy okazji przepyszny chlebek o nazwie "zwyczajny", jak zajechałam, to się okazało, że nie mam kasy przy sobie, ekhhhh...

ok, to nawrotka i po kasę, nawrotka i po chlebek-czekała na mnie ostatnia sztuka-Piekło nade mną czuwa, my black angel czy któś z tego sortu, ciekawe czy to blondyn, szatyn czy brunet?



Skoro chlebek już jest to nawrotka i do domciu zawieźć, a potem wyprawa do bankomatu do Otwocka, potem na Łysą Górę, gdzie mi się przypomniało, że nie mam lornetki przy sobie, więc nawrotka nach Hause i powrót na Łysą, oglądanie gwiazd-pas oriona ślicznie świecił, jego mgławica ciekawie wygląda przez lornetkę-to ostatnia szansa na obejrzenie, bo to gwiazdozbiór zimowy, powietrze przejrzyste, noc jasna, temperatura ujemna, troszkę wiaterek szaleje w gałęziach i nikogo, z oddali szczeka pies, bosko, picie gorącej herbatki z termosu i zagryzanie Knopersem :-)

Po zakończeniu kontemplacji wzrokowych okręcenie się po Otwocku, potem po Józefowie-odkrycie cmentarzyka, przypomniało mi się zdjątko cmentarza, które kiedyś widziałam, wskazówka chyba dla jego mieszkańców:




Wszystko wyludnione, nawet psy śpią. Powrót do domciu nad ranem,
rano do pracy i piękne wspomnienia.