Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Djablica z miasteczka Jelenia Góra. Mam przejechane 19652.82 kilometrów w tym 2349.44 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.96 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Djablica.bikestats.pl
  • DST 70.61km
  • Teren 50.00km
  • Czas 04:37
  • VAVG 15.29km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Objazd trasy maratonu Mazowii

Sobota, 12 kwietnia 2008 · dodano: 13.04.2008 | Komentarze 10

Objazd trasy maratonu Mazowii

Trasa:Józefów-Otwock-lasy-Otwock-Józefów
zwiedzanie ulicy Ogrodowej i Sienkiewicza

Objazd trasy maratonu Mazowii, w tym ugrzęźnięcie w piachu, pływanie w kałużach, ale i zachwycanie się górkami, pod wieczór nikogo na trasie, tylko pod koniec, ze 3 km od końca, jakiś duży zwierz przeleciał przez trasę, zatrzymałam się zastanawiajac czy jechać dalej bo nie wiem co to było, tylko że duże, ale jechał jakiś biker w rowerowym ubranku i kasku i mnie minął, pojechał, przejechał, więc się zdecydowałam na dokończenie trasy. Kameralnie, prawie nikogo na trasie. Oznakowanie całkiem sensowne. w jednym miejscu powinno być "uwaga dziura"!

Powodzenia wszystkim startującym, trzymam kciuki!!!

A to widok z jednego z moich okien, dlatego tak lubię tu mieszkać:

jest oczywiście parę innych powodów, ale widok na zieleń z obu balkonów jest jednym z nich.

Pogoda milutka, ciepło, ale nie za ciepło, aż miałam ochotę dalej jeżdzić, ale homeworki czekały, spowrotem w Otwocku miejscami little wmordewind, ale nic drastycznego, więc rumak został zaprowadzony do zagrody a ja do domu, znów kawałek homewroku zrobiłam przy muzzie vanhelsinga :-)))))))).
Jutro nic nie zrobię, bo najpierw jeżdżę na rowerze, a potem się ukulturalniam
w teatrze muzycznym na "Phantom of the Opera" :-))))))
czyli "Upiorze w Operze".




  • DST 41.76km
  • Teren 15.00km
  • Czas 02:22
  • VAVG 17.65km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Po chleb tylko miało być

Piątek, 11 kwietnia 2008 · dodano: 12.04.2008 | Komentarze 2

Po chleb tylko miało być
a traskę baby maratonu objechałam

co ciekawe, po chleb to nawet nie było w tę stronę.
Po wyciągnięciu rowercia postanowiłam, że pogoda ładna, to po chleb pojadę później i pojechałam do Otwocka, potem na trasę maratonu pozwiedzać, nie była jeszcze oznakowana, więc nie wiedziałam gdzie dokładnie przebiega, pokręciłam się po lesie, jak się okazało potem z mapą, nawet dobrze mi się udało pojechać, objechałam traskę typu Hobby, bardzo mi się podobała, płasko, trochę, lecz mało błotka, piachu, ale da się przejechać, wody nie było, pod koniec urocza górka a z niej jeszcze bardziej uroczy zjazd ;p pokręcenie się po Otwocku, pozaglądanie na wystawy sklepowe, wiadomo, butów i torebek nigdy dość ;p
Potem zgłodniałam, więc powrót do domciu na obiadek. Po drodze myślałam, co sobie ugotuję dziś. Jak wróciłam to zaczeło padać.

Wyjście drugie-wieczorne po deszczu, bo całe popołudnie padało.
Ale się okazało, że nie ma pączków w piątek, więc postanowiłam pojeździć i pozwiedzać, nawet nie było specjalnie ludzi na ulicach, bo to było zaraz po deszczu, ulica Cicha i Nowa są urocze wieczorem, mnóstwo ogrodowych latarenek, światła w oknach.

Wieczorny widok z okna tuz przed wyjściem, już nie padało, to można było znów wyjść na rower.


Wieczorami wracając koło basenu jak zwykle zobaczyłam łasicę, chyba niedługo wymyślę jej imionko.
Jak tylko wróciłam do domciu, zaczęło padać i dostałam info od Wiro, że będzie ścigał burzę. Good luck to all the storm chasers.




  • DST 26.76km
  • Teren 7.50km
  • Aktywność Jazda na rowerze

Going Hybrid

Wtorek, 8 kwietnia 2008 · dodano: 09.04.2008 | Komentarze 7

Going Hybrid

Nawet nie planowałam rowerowania siedziałam sobie spokojnie nad pracką domową-tekstem Going Hybrid, zagłębiona w temat a tu dostaję esa z gatunku 'how about now?', więc decyduję się zebrać i jedziemy na wycieczkę Józefoznawczą z Dj Wiro. Było ogladanie budowy dziwacznego budyneczku-tężnię czy co mi stawiają w pobliżu domu? Wycieczka do rezerwatu nad Wisłę, objazd dzielnicy Łacha (i tak się tam dalej gubię) oraz nad pewien sławny basen, potem niby miało skończyć się na pączkach w ulubionej piekarni Wawer ;p przepysznych ale tak jakoś zeszło na zwiedzanie okolicy, lasów, tablicy z napisem "Józefów", nawet jakiś kościół mijaliśmy, jeszcze nigdy mnie tyle samochodów nie obtrąbiło, co za pacany, przecież się spokojnie mieścili na drugim pasie, ale potrąbić trzeba było, w drodze powrotnej się pogubiłam a jak się już odnalazłam to na mnie leciał jakiś duuuży czworonóg, więc szybko nawrotka i...szybko się znowu pogubiłam ;p
Jakoś trafiłam na główną Wał M i tu nikt na mnie nie trąbił, dojazd do Bysławskiej i na Włókienniczą, szybko M3 i dom, bo już zimno się w nóżki porobiło, +2, brr.
Wczoraj było tak cieplutko o tej porze, zima znów idzie czy co?
Keine fotken-let's say klisza mi się skończyła;p i idę spać ;-)




  • DST 26.80km
  • Teren 3.00km
  • Czas 01:28
  • VAVG 18.27km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Sugar free girl

Poniedziałek, 7 kwietnia 2008 · dodano: 08.04.2008 | Komentarze 17

Sugar free girl
Jakoś mnie naszło na chlebek i na rower, to się wybrałam ok 18tej do ulubionej piekarni Wawer, gdzie zobaczyłam też pączki (które mi niedawno polecano) i poprosiłam o 1szt z marmoladą, uwielbiam marmoladę z pączków, mniam mniam :-)
Powrót z chlebkiem i uczucie wielkiego niedosytu rowerowego, więc spowrotem w okolice piekarni i rozpoczęło się zwiedzanie ulic, nie pamiętam ich nazw, ale była ciekawa ulica bez nawierzchni ale za to z ładnym chodnikiem i odkrycie tam cukierni w bocznej uliczce, zero reklam że coś takiego w okolicy znajduje się, muszę tam pojechać przed 18tą, bo już była nieczynna.
Dalsze zwiedzanie Michalina, odkrycie że jest jakaś szkoła wyższa na bocznej od Granicznej i znalezienie jej :-) Potem odkrycie ulicy Michalinki.
Wycieczka ulicą Olecką do Jachowicza-tu zaczęło padać, początkowo nie zauważyłam, ale przybierało na sile i jak lunęło łącznie z gradem, to zauważyłam, ale jechałam dalej nie przejmując się, albo ona mnie albo ja ją...w kapturze i bejzbolówce nie problem, tylko rękawiczki zmokły, reszta jakoś się trzymała sucho, no może trochę spodnie, ale ciepło było.
Po dojechaniu do Bysławskiej nawrotka i minięcie dwóch osób które mówiły: na rowerze dzisiaj to prze...bane. A ja się świetnie bawiłam.
Trafiłam na ulicę, która przeszła w drogę gruntową i wjechałam w las, a tu nagle tablica Józefów, fajnie tak drogę leśną nawet oznaczać, że już należy do innego miasta, dojazd do głównej i odkrycie ścieżki rowerowej, gdzie się ścigałam z jakimś bikerem, trochę został z tyłu, dojazd do głównej dojazdówki i nawrotka, ścieżka fajna, żadnych drzew na środku, dojechałam do Wawerskiej i cmentarza, pod dom ale nie chciało mi się jeszcze zsiadać, to do basenów a tam już nie ma lodowiska-wszystko już rozebrali, to pojechałam dalej koło hotelu i poomijać drzewa na środku ścieżki rowerowej.
Takie kręcenie się po okolicy i znów trafiłam pod dom, nawrotka i dalsze kręcenie się, aż się zrobiła godzina kolacji <godzina kolacji jest wtedy gdy uznam że już pora na kolację>
Przestało padać, to można wracać do domu-nie roztopiłam się, wniosek: nie jestem z cukru, choć czasami słyszę, że jestem bardzo słodka <pozdrowienia dla tych osób, które tak mówią i dla tych, które tak myslą, ale nie mówią;p>.
Po zjedzeniu odpadłam na kanapie przy oprawie muzycznej zapewnionej przez kanał viva i z letargu wyrwał mnie dopiero es od pewnego zakręconego Dj'a, co mnie skłoniło do zakończenia drzemki i zrobienia niniejszego wpisu.
A o czym śniłam oprócz prognozy pogody?
Pewnie o przystojnych blondynach, może np takim:

albo takim <uwielbiam łuki i strzały i takie fajowe wdzianka>:

Co prawda oboje to farbowani bruneci, ale wersja oryginalna tez niezła, taki prywatny superman:

Real 100% blondi o pięknym głosie:

Last but not least: Nie mogę nie dodać mojego ulubionego baaaaardzo zachęcającego bruneta o demonicznym spojrzeniu, czyli Linca Burrowsa:


ok, The End zarządzam, bo się jeszcze rozmarzę, hehe ;-)




  • DST 15.92km
  • Czas 00:45
  • VAVG 21.23km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Randki należy odbywać w lokalach a nie na rowerach

Wtorek, 1 kwietnia 2008 · dodano: 03.04.2008 | Komentarze 5

Randki należy odbywać w lokalach a nie na rowerach

Założenie: Rozruszanie mięśni po szaleństwach na zjeżdżalniach Druskiennikach i bieganiu nocą z disco do hotelu po Wilnie pozornie spełnione

Najpierw po chleb do piekarni Wawer, potem pokręcenie się Halną, sms do Dj Wiro i kręcenie się dalej, potem powrót Włókienniczą do 3M i sobie pogadaliśmy o rowerach i nie tylko, obejrzeliśmy zdjęcia, posłuchaliśmy muzyczki, po pożegnaniu jazda dalej 3M gdzie nastapiło zatrzymanie przez wcześniej nas mijające psy za "niemanie świateł"-zapomniałam włączyć i jakieś pieskie insynuacje że randki należy odbywać w lokalach a nie na rowerach-akurat się znawcy znaleźli, dwóch siedzi razem w aucie i się nudzą, a mogłaby być taka fajna randka ;p następnie po włączeniu świateł przejazd do lodowiska i obejrzenie co z niego zostało-do połowy rozebrali, powrót Wawerską i koło Primy prosto do głównej, gdzie zawróciłam, bo stywierdziłam, że zimno i głodna, a chlebek tak kusi z bagażnika, udało się powstrzymać przed poskubaniem;-)
Trzeba było przygotować ubranko do pracy
marynarka

spódniczka

szpilki SPD

żartuję oczywiście, ale taki prototyp byłby ok ;p
przepakowanie torebki po wyjeździe, czy każdy/każda tak ma, że 3/4 rzeczy z torebki jest do wyrzucenia przy sprzątaniu, a 1/4 tylko zostaje?

i spać, o zjeżdżalniach w Druskiennikach śnić, dobranoc kochani!




  • DST 0.10km
  • Teren 0.10km
  • Temperatura 19.0°C
  • Aktywność Jazda na rowerze

Druskienniki -Park Wodny - szybka nierowerowa wycieczka na Litwę

Niedziela, 30 marca 2008 · dodano: 04.04.2008 | Komentarze 6

Druskienniki -Park Wodny - szybka nierowerowa wycieczka na Litwę

Bermudai-czarna dziura the best opis poniżej
Po śniadaniu wyjazd na wodne szaleństwa, już z zewnątrz ciekawie się zapowiadało:

Widok na basen duży, skałki, palmy-tak Wiro, palmy!!!, rewelacja:

Powyżej jackuzi, ale takie mega i było ich kilka, ale cieplutka woda-mmmm

rwąca rzeka-pływanie na dmuchanych kołach, ale ja najbardziej lubie pływać tu pod prąd:

Oczywiście nie tak fajna ta rzeka jak ta super rwąca w Sopocie, ale na raz mogła być.
Mój rekord przebywania w Parku Wodnym w Sopocie: 7,5 godziny ;p
Oprócz wodospadzików i wodospadów i tunelu z prądem był także zbiornik, w którym pływała ogromna boja przyczepiona do dna grubym sznurem. Wywoływała ona ogromne fale, na których miło było się unosić.

Na samym końcu pływania w basenie poszłam na bicze wodne, oł, ale zakwasy po tym miałam, hehe, siniaki już wylazły, ale to przejdzie a wspomnienia pozostaną.
Zjeżdżalnie za to były niezapomnane, że ja to przeżyłam...
ale dawno się tak nie wyszalałam.
Jeszcze czuję jak mnie nogi bolą przez to latanie po pięciu piętrach, żeby zjeżdżać z różnych zjeżdżalni. A biegało się bardzo szybko, żeby nie tracić czasu-raz nawet nie wyrobiłam na zakręcie i wylądowałam na moim dmuchanym kole-zero strat w uzębieniu:-) Moją ulubioną zjeżdżalnią z typu extreme była "Bermudai", gdzie bardzo szybko przejeżdżało się przez czarny, bardzo długi i kręty tunel, w którym były umieszczone różnokolorowe światełka, a w tle grała charakterystyczna muzyka. Miejscami, gdzie nie było świateł, jechało się w absolutnych ciemnościach i rzucało w rozmaitych kierunkach-bolały mnie do niedawna po tych szaleństwach wszystkie mięśnie, nawet przegubów rąk od trzymania się dmuchanego koła, na którym się w części zjeżdżalni zjeżdżało, w tym w Bermudai. Nie wiem ile razy nią zjechałam, nigdy dosyć...Natomiast najbardziej extremalną zjeżdżalnią była oczywiście "Adrenalinas"-masakra, więcej tam nie idę (nie ma się z czego śmiać, trzeba samemu się przejechać).
Miło też wspominam zjeżdżalnię łagodniejszą, typ adventurous, niby nie była taka ostra jak te extreme, ale na niej się jeździło na dmuchanych ósemkach, które mi konsekwentnie za każdym razem obracało do tyłu, tak, że nie wiedziałam i nie widziałam gdzie jadę, taka niby cicha woda.
Ratownicy(na każdym piętrze byli inni), znali nas na pamięć i się uśmiechali, jak się znowu przybiegało do tej samej zjeżdżalni.
Brakowało mi jedynie tam basenu olimpijskiego, bo popływać paroma stylami lubię, a w basenie dużym, który aż tak duży nie był zawsze trafiałam na jakaś wysepkę płynąc na plecach lub na miejsce do wylegiwania się.
Nie napiszę nic o saunach, jacuzzi, czy też o wodnym barze, w którym podawali do wody drinki, ani o części dziecięcej, ponieważ mnie tam nie było :P ...po prostu nie mogłam się oderwać od zjeżdżalni ;p
Następnie było zwiedzanie Litwy-piękne jeziora i nie mniej malownicze wioski.
Bardzo udany wyjazd, a po powrocie zaraz na rower poszłam, ale dalsze opisy rowerowania już będę robić w kwietniu.
Też jeszcze tam wrócę-Bermudai-do zobaczenia!!!


Kategoria Litwa


  • DST 0.10km
  • Teren 0.03km
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wilno-Litwo ojczyzno moja

Piątek, 28 marca 2008 · dodano: 03.04.2008 | Komentarze 2

Wilno-Litwo ojczyzno moja

Szybki nierowerowy wypad za granicę Wilno-Druskienniki

WILNO
Zwiedzanie zaczęło się od kościoła Piotra i Pawła, piękne wnętrze:

następnie ośnieżony cmentarz Rossa

ze znanym Aniołem Śmierci:

jakie było zdziwienie, że 1szego dnia w centrum leżał śnieg

Wilno to także nowoczesne miasto, oto lokalny "Manhattan"

Starówka Wilna najbardziej znana jest z Ostrej Wieży, a jeszcze bardziej z jej zawartości, najpierw Ostra Wieża:

następnie jej zawartość, bardzo znany obraz:

Starówkę wieńczy gotycki kościół (I love gothic buildings) Św. Anny:

a pomiędzy Ostrą Bramą a Św. Anną mamy piękną starówkę-jedną z największych w Europie, pięknie odnowione kamieniczki, czyściutko, sklepy najlepszych firm odzieżowych, wiele restauracyjek, mało kawiarni-kawę sprzedaje się tu także w kioskach-nie zdecydowałam się, poszłam do jednej z nielicznych kawiarni ;p. Był ładny kościół uniwersytecki, ale jakoś mi fotki nie chce zamieścić, obok miejsce więżenia Filomatów i Filaretów, gdzie powstała 3cia część Dziadów, minęliśmy też kilka cerkwi-ciekawie jest zobaczyć, wnętrze podobne do kościoła, aczkolwiek kolory zielono-niebieskie i insygnia na środku sprawiały wrażenie odmienności, bardzo podobały mi się długie żółte świeczki, które się pali w jakiejś intencji, zamiast małych okrągłych widywanych w innych kościołach. Co jakiś czas na budynkach była tabliczka: tu mieszkał Mickiewicz-miałam wrażenie że z pół starówki obmieszkał ;p
ciekawa ulica Młynowa, tu rezydował Gałczyński, niestety nie odnowili:

zaraz za starówką 2 góry-góra zamkowa z windą na szynach, tzw Funiculair-przypominało mi to paryski Montrmartre oraz druga góra-3ch Krzyży, niestety nie miałam czasu wleźć, a szkoda, lubię chodzić po górkach i to bardzo, następnie plac z wieżą oraz katedrą, przypominała budowle rzymskie, a na placu mnóstwo deskorolkowców i rolkowców oraz paru rowerzystów. Ścieżki rowerowe są, ale nie miałam czasu zgłębić tematu.
Zaraz na lewo dawna ulica Mickiewicza, teraźniejsza Giedymina-reprezentacyjny deptak spacerowy miasta, wieczorem oświetlony wiszącymi dekoracjami świetlnymi, jeżdżą po nim trolejbusy-dlatego miasto takie czyste.
Widok z ulicy Giedymina na katedrę (czyż nie jest rzymska) oraz wieżę:

Zaskakujący akcent polski na tejże ulicy:

Powrót do hotelu trolejbusem, przewodniczka na pytanie czy nie trzeba mieć biletu na trolejbus odpowiedziała "lepiej mieć".
Zaraz wyjaśniło się dlaczego: nagle do pojazdu wparowuje 4rech kontrolerów, jedna pani do tego-sprawdza nasze bilety i nasze legitymacje studenckie i nie rozumie słowa "student", ale jedna z koleżanek mówi: "uczielniki"-acha i zaraz bilety są ok.
Niestety pewien Litwin nie miał biletu i cała grupa go otoczyła, wyprowadziła z trolejbusu do stojącej na poboczu czerwonej suki kanarskiej, także trafiony zatopiony, pojechałyśmy dalej i nie widzieliśmy rozwoju wypadków.
Pamiętajcie-w Wilnie lepiej mieć bilet, ulgowy kosztuje 0,7 lita (ok 0,7 pln),
można kupić u kierowcy.
wieczorne wyjście na pięknie oświetlone miasto:

wizyta w knajpce na starówce, gdzie puchar lodów za 4 lt, czyli 4pln, no szok...potem ubaw, czyli
Klub nocny Tarantino- był jak u nas te z lepszych, selekcja była, koleżanka pogadała po ang do selekcjonera, ja powiedziałam: I'm with her", A kasy za wjazd/wstęp nie chcieli, szok (zwykle w takiej klasy klubach chcą co najmniej 30 pln/os), to się weszło i wybawiłyśmy się, a wracanie nad ranem przez Wilno na piechotę - ok 20 min do hotelu i śpiewanie "Mniej niż zero" na dwa głosy-bezcenne ;p Szybko spać, bo za pare godzin budzenie, śniadanie oraz wyjazd do Druskiennik.
Nocne Wilno spokojne i bezpieczne, było super. Jeszcze tam wrócę.


Kategoria Litwa


  • DST 0.01km
  • Teren 0.01km
  • Aktywność Jazda na rowerze

SYPANY PONIEDZIAŁEK

Poniedziałek, 24 marca 2008 · dodano: 25.03.2008 | Komentarze 16

SYPANY PONIEDZIAŁEK

Wczoraj miałam wrzucić zwyczajowy opisik dnia narciarskiego <reszta opisów w komentarzach w poprzednim wpisie-tym z saneczkarstwem>, a tu bikestats mnie informuje, że użytkownik Djablica nie istnieje, jak nie istnieje jak się ma dobrze, czuje siniaki i wcina Kinder Bueno? Ale szybki blas-check i użytkownik blas także nie istnieje, czyli awaria i będzie dobrze dopiero później, ale teraz nie ma się co denerwować, bo jak to mówi moja droga przyjaciółka: "Złość piękności szkodzi".

Tak oto zamiast lanego mamy poniedziałek sypany:

Poniedziałek ma niby w nazwie lany, ale w sumie padał mokry śnieg, co było szokiem po poprzednich dniach pełnych słońca i wolnych od chmur, po tym całym opalaniu na wyciągu-tak niestety skóra schodzi z brody-będzie się trzeba od nowa opalać i nie przegonię Dj Wiro.

Pogoda się zrypała krótko mówiąc, pada mokry śnieg, widoczność marna, opalanie to już tylko wspomnienie

na dole śnieg zupny, wszystko płynie, chyba wyraźnie widać błotko na parkingu?

krótko mówiąc roztopy, znikła moja ulubiona rynna lodowa, stok już wygląda tak:

ta sama traska w słoneczku wcześniej, prawda że ślicznie?

dla pocieszenia widok z kotelnicy na Taterki:

a tu widok z dzisiaj (z wtorku) na stok, jest jeszcze gorzej,
tu się krótko mówiąc rozszalało, widok z restauracyjki ze szczytu Kotelnicy:

Podsumowanie:
Wyjazd bardzo się udał, pogoda super oprócz ostatniego dnia, w dzień kolejny jeszcze gorzej na stoku, to żeby żal nie było wyjeżdżać,
a ja siedzę w McDonaldsie w Częstochowie, ciepło, nie pada, nawet słoneczko świeci, popijam kawkę latte, a nawet popełniłam prackę domową z marketingu i już wysłana do sprawdzenia (w ramach tego homeworka poczytałam o koncepcji "6 Stopni oddalenia-Six Degrees of Separation" wg której od każdego, dowolnego człowieka na Ziemi dzieli nas najwyżej 6 osób) i właśnie piszę na bikestatsie ;p
Zaliczyłam zimę tej wiosny, na stoku nie było tłoku, parę zderzeń z pijanymi snowbordzistami-siniaki zejdą a wspomnienia pozostaną, dostałam ochrzan za szybką jazdę na krechę "bo cię tak trudno dogonić, do giganta ćwiczysz, czy co?" ale też i 2 kinder bueno od snowboardzistów w snowparku <dzięki chłopaki, do następnego> poznałam restauacyjkę "Bury Miś"-nowe miejsce z dobrym jedzonkiem oraz "najładniejszą łazienką w tej cześci Europy Wschodniej"-jak to gdzieś napisano, które jeszcze nieraz odwiedzę,
oraz radość jazdy w snowparku:

a tutaj ulubiona rampa o ciekawej nazwie "unlikely futures"

to teraz jeszcze parę km i Józefów, a tam czeka na mnie mój rowercio,
lodowisko już chyba zlikwidowali, ale jest jeszcze jedno czynne w Wawie na ul. Namysłowskiej do końca marca, trzeba się jeszcze wybrać przed weekendem.

Dziękuję za wszystkie esy-zwykle otrzymywane na wyciągu- oraz bikeststskomentarze z życzeniami świątecznymi oraz nieświątecznymi moi drodzy bikerzy!





  • DST 25.00km
  • Teren 1.00km
  • Czas 01:30
  • VAVG 16.67km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

"Ścieżki rowerowe będą czyszczone sporadycznie, więc zachęcam do saneczkarstwa"

Wtorek, 18 marca 2008 · dodano: 19.03.2008 | Komentarze 34

"Ścieżki rowerowe będą czyszczone sporadycznie, więc zachęcam do saneczkarstwa"

oto jaki uroczy cytacik znów znalazłam, tym razem autorem jest:
Jan Białek, p. o. dyrektora ZOM
(konferencja poświęcona przygotowaniom do zimy, gazeta.pl, 10.11.2006)

Po wczorajszym owocnym odrobieniu pracek domowych na zajęcia z prawa ogólnego oraz cywilnego coś mnie naszło i dziś o 5 rano poszłam na rower, bo był piękny świt, ale w połowie trasy przyszła wielka chmura i zaczęło sypać sniegiem.

Już nie chciałam do nikogo dzwonić, aby wyciągnąć na rower, bo normalni ludzie o tej porze to chyba śpią?
Co robiliście dziś o 5 rano? Kto już nie spał lub jeszcze nie spał?

Było tak pięknie cichutko, nawet psy spały, dopiero w domach światła zaczeły się zapalać jak już wyjeżdżałam z miasta...w terenie lekkie błotko-mój treking wyglądał jak powinien po wycieczce wyglądać góral, a ja wygladałam jak blondynka wyglądać nie powinna;-)

Gdybym wiedziała to bym gogle ubrała ;p a tu niespodzianka - w czwartek bedę używała gogli-info poniżej.

Wróciłam cała ośniezona, otrzepałam się, quick shower, przebrałam, powcinałam kanapek i wyszłam na pociąg do pracy <mam 1 km do stacji-idę piechotką, uroczo rozbudzający 10 minutowy poranny spacerek> a potem ok. pół godzinki jade pociągiem-mógłby szybciej ale się strasznie wlecze i długo stoi, bo dużo ludzi wsiada rano, 3 min idę i jestem. Milusio się obserwuje stojące rano w korku samochody z okna jadącego pociągu...

A teraz news: tak wyszło, że mi się udało przekonać szefa i jutro jadę na narty, wracam we wtorek, hurra!

i to by było na tyle rowerowania w tym tygodniu, ale nie na długo:

Pakowanko czas zacząć :-))))
Spodziewam się dużo białego pod "boazerią"

Buziaki & Happy Easter to all the bikers!




  • DST 25.77km
  • Teren 3.00km
  • Czas 01:35
  • VAVG 16.28km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

-Coś ci spadło

Poniedziałek, 10 marca 2008 · dodano: 11.03.2008 | Komentarze 16

-Coś ci spadło
-Co?
-Ciśnienie

Dziś total lenistwo po świętowaniu, niby pogoda piękna a ja dosłownie usypiałam,
ciśnienie leciało jak nic, miało być standardowo do bankomatu, ale był nieczynny, więc na pocieszenie zakupy w mojej ulubionej drogerii "a propos", nadal senna choć zadowolona <wiadomo nie ma to jak zakupy> kawka rozruchowa w Le Cher <trzeba było uczcić udane zakupy>, powrót na lodowisko i gonienie tego kto najszybciej jeździł, jak poszedł sobie to jeszcze godzinka gonienia w kółko, parę osób, więc nawet nie bardzo było jak slalomik zaliczać, 5 min przed końcem stwierdziłam, że mam dość i padłam na ławkę.
Wiosna-nad lodowiskiem latały sobie jakieś motylki, a 2 ćmy urządzały sport extremalny=taflolądowanie.

Powłóczyłam się po okolicy, znów zwiedzałam ulicę Polną-tę część bez asfaltu, akumulatorki już naładowane, więc mój Cateye znów nieźle daje.
Wczoraj jeszcze chciałam przejechać się do Falenicy ale wyjeżdżając zaraz za domem natrafiłam na radiowóz, ktoś mówił: proszę brać przykład z młodzieży-światło i z przodu i z tyłu, a ponieważ lampa dogorywała-akumulatory się wyładowywały, młodziez stwierdziła że do Falenicy kiedy indziej i nawrotka okrężnie do domciu, byle by nie przejeżdżać koło granatowego samochodu, na rondzie natknęłam się na kolejny taki pojazd, to zwolniłam i poczekałam aż sie oddali, wolę czarne koty przebiegające drogę. Dziś zbyt senna na mierzenie dystansu od domu do stacji w Falenicy.

Po powrocie zajęłam się poszukiwaniem pewnego gadżetu dla kumpeli i już znalazłam, kto wie co to takiego jest?